Każdy z nas inaczej wyobraża sobie idealne wakacje. Możemy rozbić je na kilka kategorii – w Polsce lub zagranicą, nad morzem lub w górach, egzotyczne lub w mieście, polegające na leniwej eksploracji starych murów i lokalnej kuchni. Jako wczasowicze mamy również różne potrzeby – dla niektórych odpoczynek kończy się nad hotelowym basenem, inni zaś nie wyobrażają sobie biernego ładowania akumulatorów i wybiorą zorganizowaną na własną rękę objazdówkę po dzikich, azjatyckich wysepkach. Dla kogo w takim razie idealnym wyborem będzie Aruba?
Tak, dobrze czytacie. Aruba. Brzmi zdecydowanie bardziej tajemniczo, niecodziennie i odlegle, niż w rzeczywistości faktycznie jest. Aruba jest maleńką wyspą – jej powierzchnia to 180 km kwadratowych; dla porównania, Poznań ma prawie 300 km kwadratowych, a Warszawa ponad 500. Jeśli nadal nie potraficie wyobrazić sobie wielkości Aruby, wybierzcie się na weekend do Bydgoszczy.
Wyspa formalnie zależna jest od Holandii, ale geograficznie wchodzi w skład Ameryki Środkowej; nie jest to więc żaden australijski archipelag, jak pewnie większości się na początku wydaje. Władza sprawowana jest przez niderlandzkiego króla, lecz w jego imieniu na miejscu działa gubernator Aruby oraz szef rządu. Co ciekawe, Arubańczycy nie płacą w euro, tylko od ponad 30 lat mają własną walutę – na wyspie zapłacimy florinami arubańskimi. Ważną informacją mogą być języki używane na wyspie – dominuje język holenderski oraz lokalna mieszanka języków, jednak dogadamy się tam również po hiszpańsku oraz, ze względu na bardzo turystyczny charakter Aruby, po angielsku.
A co Aruba może zaoferować turystom? Jeśli jesteś podróżnikiem złaknionym pięknych i egzotycznych krajobrazów, wody tak lazurowej, że bolą oczy, śnieżnobiałego piasku i palm, to jest to dla Ciebie kierunek idealny. Aruba bowiem utrzymuje się głównie z turystyki. Znajdziemy tu przede wszystkim hotele żywcem wyciągnięte z katalogów biur podróży, niezliczone restauracje, bary na plaży i kluby. Miejsce to wygląda jak niezwykle barwne i soczyste połączenie kubańskiej Hawany i kalifornijskiego wybrzeża, a wszystko to jakby dodatkowo przyprawione zostało hawajsko-balijskimi akcentami. Dodatkowym i niezaprzeczalnym atutem tego kierunku jest pogoda – na Arubie naprawdę bardzo rzadko pada, a temperatura w ciągu całego roku oscyluje wokół 30 stopni; nie jest więc ważne, czy zdecydujecie się wybrać tutaj na letni urlop czy aby spędzić pod palmą Boże Narodzenie – mahoniowa opalenizna jest tutaj wliczona w pobyt. Dodatkowo, Aruba nadal nie jest rozpoznawalna i tak popularna jak np. Majorka, więc poza sezonem jest tam naprawdę cicho i spokojnie.
Jeśli jednak rozpiera Cię energia, uwielbiasz aktywne zwiedzanie z mapą i przewodnikiem, piesze wycieczki i liczne historyczne ciekawostki, Aruba może być dla Ciebie zbyt nudną destynacją. Jest to państwo relatywnie młode, bo ma mniej więcej 500 lat. Na uwagę zasługuje tutaj na pewno przepiękna miejska zabudowa, stworzona na holenderską modłę, ale z bardzo widocznymi lokalnymi wpływami, a także fort, wokół którego zbudowana jest stolica Aruby, Oranjestad. Kolejnymi perełkami tego miejsca są port i Wieża Wilhelma III Orańskiego, niderlandzkiego króla, za którego panowania Aruba została włączona do Antyli Holenderskich. Są to jednak atrakcje położone bardzo blisko siebie i na pewno nie zaspokoją historycznego głodu co bardziej zapalonych podróżników. Ciekawym faktem może być jednak to, że na Arubie urodził się wokalista zespołu Boney M, Bobby Farrell – być może ciekawym planem na spędzenie urlopu w tym raju na ziemi będzie próba odnalezienia jego domu albo wyruszenie śladami muzyka po całej wyspie? Będzie to również doskonała okazja, by zrobić kilka dodatkowych i naprawdę wyjątkowych zdjęć – Aruba jest bowiem prawdopodobnie jednym z najbardziej fotogenicznych miejsc na świecie. Mogę Ci zagwarantować, że wrzucenie na Instagrama czy profil na Facebooku zdjęcia z arubańskiej plaży, road tripu po wybrzeżu albo wieczornego spaceru po stolicy, wywoła prawdziwą burzę i lawinę serduszek na Twoim profilu. Jeśli więc jesteś blogerem lub influencerką, nie czekaj – pakuj walizki i rezerwuj jeden z przepięknych hoteli na Arubie – ten wyjazd nie tylko zachwyci Twoje poczucie estetyki, ale także na pewno Ci się opłaci.
Jeśli w głębi duszy nadal czujesz się dzieckiem, koniecznie zarezerwuj jeden dzień by odwiedzić prywatną wyspę Renaissance Island, która należy do hotelu Renaissance Aruba Resort & Cassino. I nie, nie namawiam Was teraz żebyście zwiedzali hotel, bowiem na plaży czekać na Was będą flamingi, które mogą nawet zostać świadkami na Waszym ślubie. Piękno tego miejsca zapiera dech w piersiach, a oprócz tego są tam doskonałe warunki do nurkowania, snorkelingu i wycieczek łódeczkami. Co ciekawe, wodne stworzenia, które można spotkać w morzu, potrafią być o wiele ciekawsze od różowych ptaków.
Wycieczka na „plażę z flamingami” jest na pewno dość drogą atrakcją, kosztuje bowiem mniej więcej 100$. Jest to jednak tak niezapomniane przeżycie, że jest chyba warte nawet tak horrendalnych pieniędzy. Dodatkowo, na tej hotelowej wyspie na odwiedzających czeka cała masa atrakcji oraz przepyszne jedzenie. Pamiętajcie jednak, że ze względu na bezpieczeństwo zwierząt jak i samych maluchów, dzieci nie mają wstępu na plaże z flamingami – mogą jednak swobodnie bawić się i odpoczywać na tej sąsiedniej, skąd rozpościerają się równie boskie widoki.
Hasłem reklamującym Arubę zdecydowanie mogłoby być „Aruba – wakacje w raju”. To niewielkie państewko położone na Morzu Karaibskim, jest doskonałą alternatywą dla tych, którzy dość już mają wczasów na greckich wyspach albo hiszpańskiej opalenizny. Spragniony leniwych wakacji i prawdziwego wypoczynku europejski turysta znajdzie tutaj wszystko, czego potrzebuje – krystalicznie czystą wodę, zachwycające plaże, upał, miłych tubylców i doskonała kuchnia oparta o świeże, lokalne składniki. Dzięki holenderskim wpływom nadal można się tam poczuć trochę jak w Europie, ale widoki i cały charakter wyspy sprawiają, że bardziej pachnie tam kubańskimi przyprawami niźli kontynentalną nowoczesnością.